
Raz w miesiącu przyjeżdżam do Warszawy autobusem w okolicach 7 rano. Pierwsze kroki kieruję do saloniku Ruchu, by kupić "Wyborczą" i wypić kawę. Ostatnio młody sprzedawca wydziwiał, że latte nalałem do niewłaściwego kubka. Jednak to, co spotkało mnie tam wczoraj, można określić słowami: "skandal", "skrajne chamstwo", "naciągactwo".
Około 7.05 wszedłem do saloniku, przestudiowałem oba kubki, nalałem latte, dolałem ok. 0,5 cm wrzątku i podszedłem do kasy. Tenże sam młody sprzedawca głosem chamskim zapytał, jakie czynności wykonałem. Mówię: nacisnąłem guzik Latte, potem wrzątek i znowu wrzątek, coby przestał lecieć. A on mi na to, że za ten wrzątek policzy jak za herbatę, "bo co ja sobie wyobrażam, że ja se będę wrzątku nalewał".
Podszedłem do cennika, pytając, gdzie jest napisane, że za sam wrzątek cokolwiek się płaci. I zamiast wezwać policję - bo on naprawdę nabił na kasę cenę herbaty - poprosiłem o numer telefonu, pod którym mogę złożyć skargę. Wtedy z zaplecza wyszła jakaś P.T. Pani, którą wskazał jako szefową. Jeszcze raz poprosiłem o numer telefonu. Cisza. Powiedziałem więc, że zadzwonię ze skargą do centrali. Na to sprzedawca, żebym pobiegł do tej centrali. P.T. Pani mruknęła mu do ucha: "Bądź cicho!". Do mnie nic.
Postawiłem przed tą P.T. Panią kawę, mówiąc: "Proszę sobie to wlać tam, gdzie to Pani nie poparzy". Nadmieniam, że jako człowiek niezmiernie życzliwie usposobiony do świata, a do ludzi w szczególności, miałem na myśli otwór gębowy potocznie zwany ustami. I wyszedłem.
Mam nadzieję, że w dobie wszechobecnej konkurencji taki łatwy zarobek "na herbacie" odbije się Ruchowi czkawką jak po najgorszym bimbrze z herbacianą zaprawką. Liczę też na przeprosiny (mailem wystarczy), pouczenie pracownika i jego szefowej, że P.T. Klient ma zawsze rację (a jak nawet tej racji nie ma, to ma Bilety Narodowego Banku Polskiego) oraz na propozycję zwrotu bodajże 2,99 zł za NIESPRZEDANĄ herbatę. Co do kawy uzdatnionej wrzątkiem to niech tejże P.T. Pani wyjdzie ona na zdrowie.
Źródło... http://warszawa.gazeta.pl/warszawa